wtorek, 9 grudnia 2014

Macierzyństwo i pustka w głowie

Jestem dumna sama z siebie, położyłam małego do łóżeczka i troszkę się powiercił ale sam zasnął. Czytam właśnie książkę: Język niemowląt. Napisane jest w niej by się wsłuchać w dziecko i w ten sposób będzie wiadomo czego ono potrzebuje. Zastanawiałam się czemu mały nie chce spać w dzień, pomimo tego że był zmęczony, a teraz już wiem że on nie chce zasypiać na kanapie, bo telewizor go rozprasza i nie wiem może niewygodnie mu było, woli zasypiać w łóżeczku, kiedy staje się już marudny, wkładam go do łóżeczka, włączam pozytywkę i mały przysypia. Wiadomo że jak ma problemy z brzuszkiem to jest gorzej, ale nie ma czegoś takiego jak wcześniej że aż mnie ręce bolały od kołysania i bujania. Wiadomo że mu tak lepiej, ale ja nic zrobić nie mogłam i czułam się po całym dniu jakbym pracowała cały dzień w restauracji.
Swoją drogą brakuje mi pracy, wiem że każdy człowiek jest inny i inaczej podchodzi do macierzyństwa. Dla niektórych jest to sens życia, dla innych tylko część drogi jaką jest życie. Ja zaliczam się bardziej do tych drugich, ciężko mi identyfikować się z tymi kobietami, które wolałyby nie wracać z macierzyńskiego do pracy. Ja co by nie mówić czekam kiedy będę mogła wrócić do ludzi i do innych spraw niż tylko pieluszki i karmienie i guganie. 
Staram się już nie stresować przy małym, ale myślę sobie że jeśli on jest teraz dość wymagający dla mnie, to jak znajdę siłę, gdy będzie starszy i jeszcze więcej uwagi będzie potrzebował. Zresztą będę się martwić tym później. My rodzice już tak mamy, że jak nie ma problemu to sobie go szukamy. 
Wiem że duży problem, to jestem ja sama i moja psychika, tak często mam uczucie że moje życie zmieniło się za bardzo, że tęsknie za tym co było kiedyś, podobno nie ja jedna, ale nawet to nie poprawia mi samopoczucia. Myślałam że będę miała nieskończone pokłady cierpliwości i że to będzie sama przyjemność, ale to jest ciężka praca, bez wynagrodzenia, nie licząc oczywiście czasu kiedy Antoś się uśmiecha i próbuje do mnie gadać. Za radą w książce tłumaczę swojemu dziecku co będę robić i dlaczego to robię, traktuję go jak pełnoprawnego małego człowieka, który ma prawo reagować tak a nie inaczej. Zastanawiałam się po kim on jest taki ożywiony i wydaje mi się że chyba po mnie. Mi jest ciężko cały czas siedzieć w domu tylko z dzieckiem, a on może to wyczuwa. Koleżanka powiedziała mi, ciesz się że jest zdrowy i tak oczywiście jest, cieszę się co nie zmienia faktu że brakuje mi czasu dla siebie samej. Dobrze że jeszcze partnera jakoś gonię żeby się małym zajmował.

piątek, 7 listopada 2014

Nie lubię swojego niezdecydowania

Chciałabym wrócić już do Polski, ale to nie takie proste jak się wydaje, dopiero co szukaliśmy tutaj mieszkania i mieliśmy problemy ze znalezieniem takowego, może już wtedy trzeba było podjąć decyzję że człowiek wraca. Teraz kiedy analizuję to wszystko, widzę że pogłębiam sobie problemy, jeśli będę chciała wrócić do Polski w styczniu, to przesłanie wszystkich rzeczy etc. to za duże koszta, wychodzi na to że po prostu musimy przeczekać do czerwca, aż moja druga połowa skończy szkołę. A jednak nie wiem czy ktoś wie jak to jest, kiedy serce aż boli, bo chce się być gdzie indziej. Kiedy człowiekowi ciężko tutaj być szczęśliwym. Mówi się podążaj za głosem serca, nie oglądaj się na nic, ale troszkę brak mi odwagi, na takie kroki. Żeby się tak po prostu spakować, nie patrząc na koszty na nic i wyjechać, by być tam gdzie chcę być z tymi ludźmi z którymi chcę żyć. Dziś przeczytałam mądry tekst, który zrodził się w czyjejś głowie, że tęsknota, nie polega, na czasie kiedy ostatnio się z kimś widziało, ale na tym że robi się jakąś czynność i odczuwa się brak tej osoby. Ja tak mam ze swoimi domownikami, na każdym kroku, szczególnie kiedy jestem w domu, brakuje mi obecności rodziców, psa, rodziny. Całe życie za kimś tęsknimy, ale kiedy to jest już tak odczuwalne, może to czas żeby coś zmienić. Tylko najpierw człowiek powinien przestać analizować, bo kiedy się analizuje wszystko, to problemy się mnożą. Czego się słuchać, rozsądku czy serca?
Dziś moje dziecko mnie zaskoczyło, skończył 2 tygodnie, leżał na moim ramieniu i się uśmiechał, podobno dzieci w tym wieku jeszcze nie rozpoznają twarzy, ale on mi się patrzał w oczy, przynajmniej w moim odczuciu i się uśmiechał. Zaliczyam to do magicznych momentów, które przekreślają te godziny wypełnione jego krzykiem. A głos to on ma, płuca też. Taki mały terrorysta, ale kiedy sobie myślę że mogłoby coś mu się stać, albo mógłby zachorować, to nie potrafię ogarnąć tego myślami. Nie do wyobrażenia, więc wychodzi mi na to że jednak go kocham, na swój pokręcony sposób oczywiście. Bo ostatnio się zastanawiałam, jak to jest, z tą miłością matki do dziecka, kiedy słucham moich koleżanek i każda taka zapatrzona w swoje dziecko, próbuje być idealną matką, to ja czuję się jakimś wyrzutkiem. Mi jak się chce spać, a on grymasi bez powodu, to nie mam skrupułów by obudzić drugą połowę, żeby się nim zajął. Od samego początku dzielimy się na pół zajmowaniem się młodym. Nie mam też wyrzutów że nie karmię piersią, nie myślę o tym że nie daję wszystkiego co najlepsze swojemu dziecku. A takie opinie panują wśród znajomych, nie mam potrzeby ciągle rozmawiać o dzieciach, o kupkach i innych takich. Czy to oznacza że jestem złą matką? To że czasami mam takie uczucia, że myślę że mogłam jeszcze dłużej cieszyć się wolnością i niezależnością. A potem jedna minka mojego synka, jeden uśmiech przez sen i wszystkie takie myśli odpływają w niebyt. Nie liczą sie wtedy problemy, liczy się tu i teraz, ta sekunda, może dlatego nie odstępuję go na długo, dom stoi odłogiem, bo ja wolę sobie patrzeć na niego jak śpi.
Rozpisałam się o dziecku, ale w sumie z tej samotności, zostaje mi tylko się wypisać, niestety mój pracuje do późna, a ja sama siedzę z małym,a  ten ze mną nie pogada. Nie powie, wszystko będzie dobrze, nie martw się. Właściwie nikt nie jest idealny, ale tego mi trochę brakuje, w Moim, żeby tak odgonił wszystkie problemy i powiedział nie martw się wszystko będzie dobrze.

środa, 5 listopada 2014

Mamą być

Padam po prostu padam, macierzyństwo jest przereklamowane, są cudowne momenty owszem, ale to co pokazują na reklamach, albo w telewizji to propaganda. Męczymy się z kolkami, niby aplikujemy jakieś kropelki, ale na razie poprawa jest znikoma, a ja stresuje się kiedy mam go nakarmić, bo nie wiem, czy będę potem świadkiem koncertu na pełną gamę głosu  czy nie.
Tak mi chodzi po głowie, to hasło reklamowe: bądź power mamą, jasne jasne. Oczy na zapałki, a mój power ulotnił się nie wiem gdzie, patrzysz na te kobity w telewizji, na uśmiechnięte dzieci i myślisz sobie: o ja też tak chcę, a potem koniec końców rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Muszę sobie tutaj popisać i dać upust emocjom bo inaczej bym zwariowała. Szkoda mi Młodego, że się tak pręży, ale jak mam mu pomóc. Bezradność mnie powala, a czuje się jak beznadziejna mama. Jak on wyje to ja razem z nim, wiem że to wina też rozwalonych hormonów, ale prawda jest taka że ciężko dojść do siebie, jak okres połogowy to był 1 dzień, a potem to już wróciłam do domu ze szpitala i trzeba było się młodym pozajmować. Babcie daleko bo w Polsce, przyjechali rodzice, ale załapali się akurat końcówką na poród, tak mały się spóźnił. Pobyli więc z małym może z 5 dni, a potem musieli już wracać do Polski. Wiem że nie jest też im łatwo z tą wiedzą że mnie tutaj zostawiają, a mój stan psychiczny i fizyczny jest godny pożałowania, no ale tak to jest jak się jest pracującą mamą. Ostatnio rozmawialiśmy że chyba będzie w przyszłości tak, że emerytury w ogóle nie będzie, tylko człowiek będzie pracował, do śmierci, no może dwa dni przed śmiercią mu odpuszczą. Już teraz czas emerytalny to jest coś godnego potępienia, po pierwsze, to przez wydłużony okres pracy, stanowiska pracy są zajmowane dłużej przez co młodzi nie maja szans, na objęcie takowych, co wiąże się z brakiem zatrudnienia, po drugie przy obecnych godzinach pracy, młodym ciężko znaleźć pracę, gdzie godziny pokrywały by się z godzinami żłobkowymi czy przedszkolnymi, no chyba że prywatne przedszkola bądź żłobki, po trzecie takie dzieci nawet to o godzinie 19 to już śpią, więc rodzicom pracującym do 17 niewiele pozostaje czasu dla takiego dziecka. I tu gdzie dziadkowie mogliby pomóc, to nie mogą, bo sami jeszcze muszą pracować, więc nasze dzieci wychowują obcy ludzie, a my im jeszcze za to płacimy, bo nie mamy wyboru.
Trochę wyszło masło maślane, ale to dlatego że ciężko mi zebrać wszystkie myśli do kupy, żeby jakieś składne były. Swoją drogą, to się starzeję, kiedyś mogłam zarywać noce, potem iść do pracy i znów zarwać pół nocy i mi to nie przeszkadzało, a teraz czuję się jak przeżuta i wypluta.

środa, 29 października 2014

smutek, radość - skrajność

Podłączyli mi w końcu internet, już na nowym miejscu, obiecywałam sobie że będę pisać regularnie, ale tyle spraw na głowie, że człowiek po prostu potem chce dać odetchnąć głowie, dlatego zajmuje się czymś lekkim.
Pierwsze i chyba najważniejsze, mały Antek leży już obok mnie, ma 5 dni, a jego mama zalewa się dziś łzami. Dziadkowie pojechali, a mama została sama, dziadek zakochał się we wnuku, a ja wszystko odczuwam bardziej i głębiej, możliwe że ponoszą za to winę hormony, ale ludzie nawet nie doceniają tego co mają. Wczoraj mamie powiedziałam: wiesz ja nie chcę nic od nikogo, nie chcę nikomu nic zawdzięczać, bo jak ludzie coś dla Ciebie robią, to zazwyczaj uznają że mają prawo mówić komuś jak ma żyć, a przecież drogę sobie wybieramy sami, taką jaką chcemy podążać, czasami wybiera za nas los, ale nikt nie powinien wiedzieć lepiej od nas co robić i jak żyć. Moja mama to rozumie, w życiu z drugim człowiekiem, najważniejsza jest akceptacja, po prostu bierzesz kogoś takim jakim jest, zawsze jak coś zaczyna mnie drażnić w moim partnerze myślę sobie, czy ja bym chciała żeby on mnie zmieniał. Albo ktoś nas akceptuje takimi jakimi jesteśmy, albo nie, ma prawo wyboru, ale nie ma prawa nas zmieniać. Sami musimy ewentualnie dążyć do lepszego i ulepszać siebie, ale z własnej woli, a jeśli czujemy się dobrze w swojej skórze to nie pozwólmy sobie wmówić że robimy coś nie tak i powinniśmy robić to inaczej albo lepiej. Zboczyłam z tematu jak zawsze, Ci którzy  mają rodziców blisko nie zawsze dobrze układają sobie z nimi relacje, moje też nie są idealne, ale może przez to że jesteśmy daleko od siebie, to mamy więcej akceptacji dla dziwactw każdej ze strony, staramy się cieszyć swoim towarzystwem a nie krytykować na wzajem. Nie zawsze to oczywiście wychodzi, ale dzisiaj zalewam się łzami, tak mocno odczuwam brak obecności. Byli tutaj przez 14 dni, wypełnili mi przestrzeń, sprawili że miejsce przestało się liczyć, a zaczęło się liczyć to z kim. To takie prawdziwe: jeśli kogoś kochasz i jest Ci z kimś dobrze, nawet jeśli chodzi o rodzinę, to nie liczy się to gdzie jesteś ale to z kim jesteś.
Teraz czuję prawdziwość tego stwierdzenia, odczarowali mi Anglię, bo tu byli, a kiedy pojechali znów mi obrzydła ale teraz już chyba znam przyczynę, po prostu Twój dom jest tam gdzie serce Twoje, mam tutaj partnera, dla niego jestem jeszcze tutaj, musi skończyć szkołę, ale moje serce jest rozdarte na pół. Może takie związki są właśnie z jedynakami i jedynaczkami, siłą rozpędu jesteśmy bardziej związani z rodzicami, a oni z nami. Moje serce już zawsze będzie należeć w jakieś części do moich rodziców, do mojego synka i do partnera.
Teraz jak znów jeden element mojego świata odjechał w kierunku Polski ja znów cierpię i tęsknię, bo całością jestem wtedy kiedy moja przestrzeń i moje serce jest wypełnione w pełni.

czwartek, 21 sierpnia 2014

z przypadków kelnerki

Wieczorna zmiana, dość dużo gości, kobieta wchodzi sobie od przysłowiowej d... strony, sama wybiera sobie stolik. Nie wiadomo czy obiad ma wliczony w cenę pobytu czy też nie, nie jest to jej pierwszy dzień, wie że powinna podejść do Hosta, bo my musimy to sprawdzać, ale przecież po co nam ułatwiać życie, lepiej żebym ganiała ją przez pół restauracji, pytając o numer pokoju.
Uprzejmie ją poinformowałam że powinna najpierw podejść do nas, my byśmy sprawdzili numer jej pokoju i dali wolny stolik, pani chyba nie podobało się to że zwróciłam jej uwagę, toteż po 5 minutach, złapała mnie przy szafie i wielce oburzona mówi: co też tu jest za serwis, w ogóle go nie ma, chcę dostać dzbanek wody. Ani proszę, ani nic, tylko roszczenie. Grzecznie mówię: proszę usiąść zaraz któraś z kelnerek do Pani podejdzie i weźmie zamówienie. A ona dalej się nakręca: już siedzę i czekam kilka minut i nikt nie podchodzi, to jest karygodne. Już bardziej ostrzej ale wciąż spokojnie, z kamienną miną: proszę usiąść, za chwilę dostanie pani wodę. Jednak nie poskutkowało, babsko się nakręciło i dalej swoje wykrzykiwać. W końcu nie wytrzymałam: jak Pani usiądzie, to ja pójdę do baru i przyniosę Pani wodę. Usiadła.
Jak mnie denerwują tacy ludzie, nie dość że nie przestrzegają zasad, gdzie 3/4 gości potrafi to ogarnąć swoim rozumem, to jeszcze wydaje im się że są centrum wszechświata. Sama sobie siadła, polazła od razu po jedzenie i oczekuje że jak wróci to ktoś będzie czekał przy jej stoliku niczym niewolnik i czekał na rozkazy łaskawej Pani. Przecież kelnerka nie ma jednej jej tylko, tylko ma do obsłużenia 15 stolików innych, a na jedna sekcje przypadają 2 osoby, gdzie często mają po kilka nowych stolików w jednym momencie, czy to tak ciężko uzbroić się w cierpliwość. Ja rozumiem że ludzie myślą: płacę to wymagam, rozumiem że chcą do obiadu napoje, ale kelnerka ma tylko dwie nogi, dwie ręce i jedną głowę, więc nie może być w kilku miejscach, przy kilku stolikach w tym samym czasie. Czasami jak przyglądam się tym ludziom, sama jestem kelnerką, nic takiego wow, ale w porównaniu z ludźmi którzy przychodzą do nas, jesteśmy niczym wyższa klasa. Nie wspominając już np. o ludziach którzy na nas kiwają ręką, jak ja tego nie znoszę, a zdarza się to nagminnie.
Całe szczęście że są goście którzy są mili, sympatyczni, przyjacielscy, aż chce się dla nich zrobić coś więcej, bo straciłabym już wiarę w innych.


wtorek, 19 sierpnia 2014

Z przypadków kelnerki- jak się zachować

Dzisiaj pracowity ranek nastał, w hotelu full obłożenie, tj. 700 gości z czego 650 na śniadaniu. W 2,5 h trzeba wszystko zorganizować i obsłużyć, jednym słowem jazda bez trzymanki, goście na stoliki czekać muszą, kolejka pod recepcję i ja witająca gości i sadzająca ich do stolika. Nigdy nie przepadałam za byciem tzw. hostem, czyli kimś kto właśnie wita gości wskazuje stolik, odnajduje ich na liście gości czy aby mają wykupiony pakiet z jedzeniem. Dość często zdarzają się sytuacje, że musimy biegać do recepcji, bo taki i taki pokój nie jest na liście a upiera się że zapłacił, różnie to bywa, w większości przypadków błąd systemowy albo lenistwo recepcjonistek, którym nie chce się wpisać ludzi którzy zostają dłużej, tylko dają nam listę z nowymi gośćmi pomijając starych. Ale ja nie o tym. Jestem hostem dzisiaj z rana, z racji swojej nogi i zaawansowanej ciąży, witam gości, a im głupio psioczyć do ciężarnej wpół sprawnej osoby, że muszą stać w kolejce, więc pokornie znoszą to czekanie, co jest ewenementem, w poprzednich latach dużo trzeba było się nasłuchać, teraz to dobra metoda. Na kulawą ciężarną. A teraz do rzeczy, z racji tego że to restauracja hotelowa, goście muszą do nas zjechać tylko windą na dół, rozumiem że czują się jak w domu, w końcu nie opuszczają budynku, ale nie zmienia to faktu że śniadania i kolacje spożywają w towarzystwie setek innych gości. Rankiem, już nie takim wczesnym, bo w godzinie 9 pojawiły się 4 kobiety z jednego pokoju, zgaduję że to mama z 3 w miarę dorosłymi córkami, powiedziałabym na oko około 17 do 21 lat. Pierwsze co, przyszły na bosak, koleżanka zwróciła im uwagę że muszą się cofnąć po buty, ponieważ takie są zasady bezpieczeństwa, oczywiście zaczęły psioczyć, że co to, ze to śmieszne nie wspomnę że nawet i wulgaryzm by się znalazł, jednak koleżanka nie ugięta, bez butów ich nie wpuści, może być szkło na podłodze, można się skaleczyć, nigdy nie wiadomo, buty należy mieć. Nie to jednak było najgorsze, wszystkie 4 zeszły na dół w piżamach ... Jak wół wisi ramka z obwieszczeniem, że uprasza się gości by przychodzili odpowiednio ubrani i że nie tolerujemy piżam, pokazałam im tą ramkę i powiedziałam że jutro poproszę o to żeby się ubrały, przed przyjściem na śniadanie. To rozjuszyło jedną z córeczek która mówi do mnie: to śmieszne, byłam w tylu hotel i restauracjach i nikomu nie przeszkadzała piżama, dlaczego mam się specjalnie ubierać skoro mieszkam w tym samym budynku i mam ochotę zjeść śniadanie zaraz po przebudzeniu. Moja myśl była taka: albo ona taka tępa albo sprawdza moją cierpliwość, więc tłumaczę, że innym gościom to przeszkadza i nam narzekają na coś takiego. Wielce oburzona była ona. Musiałam zachować się profesjonalnie ale na końcu języka miałam by powiedzieć jej, że piżamę ma obcisła i prześwitująca i jej gacie widać, a to nie jest miły widok dla innych, poza tym ich gęby z rozmazanym makijażem, świadczą o tym że chyba mają braki w higienie osobistej, a tutaj jest szwedzki stół, w tym w czym śpią idą wśród jedzenie, sugerując gościom że się nie myły, mało apetyczne. Mnóstwo małych dzieci w koło, nie muszą patrzeć na przykład, popatrz jaką mam super piżamę, takie rzeczy proszę w domu. Nie powiedziałam, jednak tego co myślę, bo w myśl zasady klient prawie nasz pan. Zastosowałam fortel: że inni się skarżą a ja muszę brać pod uwagę wszystkich, a nie tylko jednych gości. Obiecały że się jutro ubiorą, ale ta jedna strasznie była zła, księżniczka psia mać. Moja koleżanka skwitowała jednym zdaniem: ciekawe do jakiej restauracji ona chodzi w piżamie, do jadłodajni?
Kobiety wzbudziły niemałą sensację, raczej inni goście starają się stawić na śniadanie, pachnący, ubrani czyści, odświeżeni, widać że wystrojeni nawet, co jak w Polskim sanatorium, restauracja to miejsce żeby się pokazać, do obiadów specjalnie się przebierają, zakładają eleganckie kreacje, a tu nagle takie 4 wyskakują w piżamkach, koszmar jakiś.
Nie wiem jak można się tak zachować, ja bym chyba czuła się naga gdybym w piżamie zeszła na śniadanie pośród innych 200 ludzi, gdzie każdy ubrany jest prawidłowo a tylko ja taka roznegliżowana, ale najwidoczniej, można mieć pieniądze, można mieć wakacje, ale klasy to się nie kupi, tego brak.
Ciekawe co będzie dziś wieczorem.

czwartek, 14 sierpnia 2014

pewność siebie uleciała

Ciągle szukam mieszkania do wynajęcia i wciąż napotykam problemy. Z tego powodu gdzieś cała pewność siebie uleciała ze mnie. Nigdy nie byłam za pewna siebie, ale teraz jestem w jakimś punkcie krytycznym. Może to hormony a może coś innego, czasami tęsknie za swoim życiem sprzed ciąży, nie było takich problemów, jak rosnący brzuch, puchnące nogi i ogólny spadek akceptacji siebie. Patrzę w lustro i przeraża mnie myśl ile będę musiała zrzucić po ciąży, nie roztyłam się jeszcze do rozmiarów słonia, ale jednak trochę mi przybyło, niby rzecz normalna ale kiedy sobie tak myślę że tyle pracy kosztowało mnie to aby schudnąć to teraz czuję się trochę jakbym tą pracę zmarnowała, co nie znaczy że żałuję ciąży, czasami tylko sobie myślę, czy nie lepiej byłoby poczekać, tylko w sumie na co. Czas leci, tyle kobiet dałoby wiele za to żeby poczuć to co ja czuję, dlatego czuję się szczęściarą, ale z drugiej strony kiedy człowiekowi tyle wali się na głowę, to ma prawo czasem zatęsknić do tego co było kiedyś. Może jednak potem będzie lepiej.
Problem z mieszkaniem, złamana noga i ciąża to dużo jak na jedną mnie, ale próbowałam dziś w wannie znaleźć coś z czego mogę być dumna, tak żeby siebie podnieść trochę na duchu. Dotarło do mnie że jestem dumna z tego jak sobie radzę, bo mimo wszystko jakoś funkcjonuję, pomimo bolącej nogi chodzę do pracy, latam szukać mieszkania i jakoś staram się znosić to wszystko, to jednak mogę powiedzieć że jestem dzielna, że pomimo przeciwności losu, jakoś sobie radzę.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Wynajmowanie mieszkania

Skupiamy się teraz na wynajęciu mieszkania, znaleźliśmy jedno, całkiem przyzwoita cena do tego na zdjęciach też niczego sobie. W ramach mojej rehabilitacji zdecydowaliśmy się na spacer, by obejrzeć okolicę, przy okazji zajrzeliśmy przez okno i tu pojawiły nam się pierwsze schody, co z tego że mieszkanie w dobrym stanie, w dość dobrej okolicy, skoro taka malutka klitka, że chyba teraz mieszkam w większej. Pierwsze moje stwierdzenie było takie, że w razie gości, przenocować ich można tylko w kuchni na podłodze, ponieważ salonik jest takiej wielkości że dla mnie to nawet sofa by tam nie weszła. Ewentualnie weszłaby, ale goście siedzieliby w kuchni. Ja rozumiem tych ludzi co chcą wynająć komuś mieszkanie, że nie dają luksusów, kto by inwestował grube pieniądze w mieszkanie pod wynajem, ale zdjęcia były tak zrobione, że wydawało się że mieszkanie jest dwa razy większe. W sumie to też sztuka robienia zdjęć, by wydawało się bardziej atrakcyjne, niestety na miejscu okazuje się że to tylko tak na zdjęciach, dlatego nie ocenia się książek po okładkach jak to się zwykło mówić, ale niestety trzeba sobie pochodzić, sporo. Dobrze że rynek mieszkań aktualizuje się na bieżąco i wskakują co i rusz nowe mieszkanka, może uda się znaleźć coś sensownego, tak jak powiedziałam to mojej mamie. Jakoś te moje koleżanki wynajmują mieszkania i  jakoś dają sobie radę to ja też chyba dam sobie jakoś radę. Jutro spacer do kolejnych mieszkań, mam nadzieję że tym razem się nie zawiodę. Nie mam dużych oczekiwań, no ale niech chociaż nasze rzeczy się pomieszczą, przez rok przemęczę się w czymś malutkim, potem i tak powoli będziemy się zbierać do powrotu do Polski, ale puki co, szkołę trzeba skończyć skoro już się zaczęło, a życie trzeba sobie jakoś zorganizować, tym bardziej że Antoś w drodze. Mam nadzieję że wszystko się jakoś rozwiąże, już dość mam stresów w tej ciąży. Moje dziecko biedne jest już na starcie, jeszcze w brzuchu i cały czas sobie powtarzam że nie ma co panikować, ale moje hormony widocznie nie rozumieją słowa nie panikować i czasami szaleją jak konie na rodeo.

Swoją drogą nie wiedziałam że umycie łazienki i naczyń doprowadzi mnie do tego, że czuję się jak po prysznicu, leci ze mnie pot jak po maratonie. Jakoś nie zaliczam się do tych kobiet, które powiedzą że ciąża to cudny okres, nie jest źle, ale kolorowo też nie jest. Raczej super mamą nie zostanę.

piątek, 25 lipca 2014

Optymistycznie

Moja noga ma się optymistycznie, tak bym to określiła, dzisiaj byłam w stanie pochodzić po mieszkaniu bez kul, co wprawiło mnie w ekstazę sprzątania, nie wspominając że z kochanym  wybraliśmy się na 4 godziny do miasta, na spacer i po zakupy. Był więc pyszny lunch i chłodny cooler w Costa Coffee, to w myśl nagradzania samej siebie za postępy, jestem sama z siebie dumna, że tyle przeszłam, o kulach, ale jednak. Nawet skusiłam się na zakup koszulki w ramach nagrody, dla ciężarnej oczywiście. W sumie nie ma ładnych rzeczy dostępnych w sklepach, będąc w Polsce miałam ochotę sobie kupić coś nowego, przeznaczonego dla ciężarnych, ale w sieciówkach nie ma nawet takiego działu w Polsce, a specjalnego sklepu nie znalazłam, mogłabym kupić sobie coś z działu normalnego tylko w większym rozmiarze, ale niestety to nie leży za ładnie, góra jakaś taka luźna przy ramionach a na brzuchu opięte, dlatego zrezygnowałam. Marzyła mi się jakaś sukienka przy tych upałach ale nic z tego, nawet sukienkę normalną mierzyłam, ale historia się powtórzyła i nieestetycznie to mi jakoś tak leżało. W sklepie dla ciężarnych ciuchy są ekstremalnie drogie, nie rozumiem dlaczego, dlatego pomyślałam że kupię coś w UK, po powrocie. Wybraliśmy się dziś, mierzyłam jedną sukienkę, ale była brzydka i dochodzę do wniosku że jak ciężarna chce nawet ładnie wyglądać to nie jest to jej pisane, ponieważ zakup ładnych ubrań wiąże się z dużym wydatkiem, a jak nawet utrafi się coś w normalnej cenie, tak jak mi tutaj, w sieciówce New Look, to nic z tego, bo jest to brzydkie po prostu, dlatego stanęło tylko na jednej bluzce na ramiączkach, białej w jaskółki, bawełnianej. Ogólnie przeszłam małe załamanie, wybrałam rozmiar 10, przed ciążą miałam 8, a tutaj te 10 to tak ledwo ledwo, ojciec mojego dziecka ;), stwierdził że lepiej jeśli wezmę większą bo brzuszek jeszcze mi urośnie na pewno, posłuchałam i stanęło na 12 co mnie zdołowało, ale pocieszył mnie że 10 była dobra tylko on myślał przyszłościowo że przecież jeszcze mi ten brzuszek wywali bardziej i wtedy może mi być ciasno. Praktyczna część wzięła górę. Nic to po ciąży mam zamiar wrócić szybko do swojej wagi, podobno karmienie piersią w tym pomaga ile w tym prawdy to się przekonam, żeby nie było, w cale nie jem za dwoje, tylko jem wtedy kiedy jestem głodna, a przy tych upałach to więcej mi się pić chce niż jeść, więc wypijam hektolitry wody, ostatnio pokusiłam się na Fantę, ulep nie z tej ziemi, a pić bardziej mi się chciało po niej, niż przed wypiciem, stwierdziłam że chyba mi się upodobania jakoś zmieniły, najlepsza dla mnie woda, zimna woda, jak wielbłąd jednogarbny jestem, tylko z garbem na brzuchu zamiast na plecach, a taka nowa odmiana.

Ogólnie mam się czym chwalić dzisiaj i z czego cieszyć, pomimo tego że tęskni mi się za domem i ogólnie rzecz biorąc wolałabym być teraz w Polsce z rodzicami. Podzielę się z mamą swoimi małymi sukcesami na Skypie, na pewno też się ucieszy.

wtorek, 22 lipca 2014

Silniejsza

Ah, zapomniałam jeszcze że postanowiłam nie poddawać się, dla tych którzy mnie kochają i wspierają i dla siebie. Dlatego trenuję nogę, masuję i nie dam się tak łatwo.
Słowo daję, ciągle mi się caps wciska, odzwyczaiłam się od pisania na klawiaturze.

Pożegnania i powroty

Powrót z urlopu okazał się cięższy niż myślałam, stan mojej nogi jeszcze nie jest zadowalający, nie mogę chodzić samodzielnie, bez kul, co oznacza że dłuższe wyjścia nie wchodzą w grę. Jak byłam w domu, pod opieką rodziców, to przynajmniej bardziej byłam mobilna, przez dwa tygodnie nie musiałam się niczym martwić, przydał mi się taki odpoczynek. Cała drogę powrotną co chwilę stawały mi w oczach łzy, zmierzenie się z tyloma przeszkodami może być ciężkie dla każdego.Niesprawna noga, znalezienie nowego mieszkania, ciąża i niewiadoma przyszłość, może to dobić nawet najsilniejszego, kiedy człowiek wie, że jego los nie zależy tylko od niego, na szczęście mam takich rodziców, którzy są w stanie mi w każdej chwili pomóc, najlepsi przyjaciele, ludzie przy których znów mogę się poczuć dzieckiem, każdemu życzę takich rodziców i mam nadzieję że ja sama takim rodzicem będę. Tyle wsparcia i pomocy można dostać tylko od swoich bliskich i trzeba to doceniać, wiadomo że nikt idealny nie jest, każdy popełnia błędy, ale trzeba być wyrozumiałym, rodzice to też ludzie, z możliwością błędu stają się nawet bardziej ludzcy. A ja po powrocie, w stanie depresyjnym, wzięłam kąpiel i doczytałam w gazecie coś co podniosło mnie też troszkę na duchu, co moja mama w sumie też mi powtarza, nieszczęścia chodzą parami, ale zawsze w końcu wychodzi słońce po burzy, więc czasami trzeba zacisnąć zęby, przeczekać z nadzieją na lepsze dni.
Ja zawsze jakoś znajduję odpowiedzi gdzieś w gazecie, książce albo przypadkiem, czasami mam wrażenie że to siła wyższa daj mi znaki, żebym nie była zbyt surowa dla siebie i dla innych. Tak jak w tym jednym z artykułów, że człowiek powinien nagradzać siebie samego, nawet za malutkie osiągnięcia i być wdzięczny za małe pierdółki. Trzeba chwalić siebie samego, dlatego ja chwalę siebie samą, nawet za kilka kroków które zrobię pomimo bólu, bo wiem że to zawsze kilka kroków do przodu. Najgorsze co człowiek może dla siebie zrobić to karać się za coś na co nie ma się wpływu, tak jak ja, mogłabym mieć wyrzuty do samej siebie że nie mogę się sprawnie poruszać i tak było na początku, cisnęłam samą siebie, a teraz zrozumiałam że nie tędy droga. Muszę po prostu z taką delikatnością podejść do siebie jak moja mama do mnie, z największą miłością i nie wymagać od siebie nie wiadomo czego. Zrozumiałam, że czasami sama siebie sprowadzam do punktu, w którym myślę że jestem nic nie warta i beznadziejna, bo nie osiągnęłam więcej, ale w ten sposób nie kochając samej siebie, nie pokocham innych, a to byłoby krzywdzące. Skoro inni mnie kochają, to i ja muszę pokochać siebie, może jednak jest coś we mnie wartościowego.
Jedno już wiem, muszę zacząć być sobą :)

sobota, 28 czerwca 2014

Cierpliwość

Jeszcze kilka dni cierpliwości, dokładnie 2 kiedy, trzymając kciuki, może uda mi się pozbyć balastu z mojej biednej nogi. Czasem mam wrażenie że ten gips bardziej mi przeszkadza w dochodzeniu do siebie, czuję się tak jakbym chodziła cały czas z obciążnikiem na nodze, w sumie to dobre ćwiczenie na nogi, ale  wolałabym raczej już ćwiczyć zdrową nogę, pomijając to jak będę wyglądać po ściągnięciu, jak taki mały wybryk jedna noga chudsza druga grubsza. Ewentualnie mogę grać w jakiejś komedii, coś na wzór Flipa i Flapa, zastąpiłabym oboje.

Śmiechem, żartem, ale potrzebuję prześwietlenia nogi w poniedziałek, a co jeśli doktorek powie: przykro mi bardzo ale gips potrzebny jest jeszcze kolejne 2 tygodnie, a ja w środę lecę do Polski. I tak dostać się na lotnisko o kulach nie będzie łatwo, sport ekstremalny, ale lecieć z gipsem na nodze w tych wąskich przerwach między fotelami, to dopiero jest osiągnięcie, aczkolwiek podejrzenia mam poważne, że nie ja jedna bym tak leciała, ciekawe czy ktoś już tego próbował, zawsze pocieszam się że to tylko 2 godziny lotu, może noga nie odpadnie. Staram się jednak być dobrej myśli i wierzyć że w końcu los się do mnie trochę uśmiechnie i sypnie mi przychylnością. W końcu odpokutowałam tą złamaną nogą jakieś tam grzechy, wierzę w karmę. To może teraz dla odmiany troszkę pomyślności, nie to żebym narzekała, w końcu są ludzie którzy mają dużo gorzej a lepiej to znoszą, dlatego czasami czuję się taką egoistką i opierniczam siebie w duchu, chociaż kiedyś przeczytałam, że nie powinien się człowiek pocieszać w ten sposób, ponieważ nigdy nie dąży do tego żeby było mu lepiej, tłumacząc się tym że inni mają gorzej.

Nie wiem jak to działa na psychikę człowieka, siła myśli, przyciąganie dobrego etc. ale myśląc w tym kierunku, to ta siła myśli chyba jest do bani, bo nikt nie chce myć chory, bez nogi czy sparaliżowany. Podziwiam takie osoby z całego serca i wtedy czuję się jeszcze gorszą osobą, bo ja narzekam na to że mi jest niewygodnie i ciężko z gipsiorem,  a co dopiero takie osoby mogą powiedzieć. A jednak żyją i godzą się ze swoim losem, na tyle na ile mogą. Dlatego jestem wdzięczna za to co mam, za to że to tylko 6 tygodni, że nie było gorzej.

Tak sobie myślę, może to była lekcja od losu, wcześniej wszystko układało się dobrze, a ja wciąż wyszukiwałam problemów i bałam sie o przyszłość, teraz kiedy mam jakiś problem dostrzegam, że było dobrze i nie można się martwić na zapas, bo wszystkiego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Dlatego nie warto myśleć zbyt intensywnie i analizować wszystkiego, czasami po prostu trzeba żyć tu i teraz, bo przyszłość przynosi takie niespodzianki jakie by nie przyszły nam nigdy do głowy.

Często sobie gadam w głowie: nie analizuj, nie stresuj się i tak nie jesteś w stanie zapobiec wszystkiemu. Może powinnam spisywać to co się działo z mojego dnia, te dobre chwile, to podobno też skuteczna terapia by dostrzec jak wiele miłych chwil nas spotyka. Dlatego jeśli chodzi o dziś, za co jestem wdzięczna:


  1. Za to że mogłam poleżeć sobie 40 minut w łóżku z chłopakiem i pogadać o dupie marynie i powygłupiać się i pośmiać z własnej głupoty, bliskość emocjonalna to jest to czego mi trzeba 
  2. Za czekoladę od moich współpracowników, to znak że pomimo mojej nieobecności wciąż jeszcze mnie nie zapomnieli, pomijam fakt rosnącego tyłka, o tym wolę nie myśleć ;)
  3. Za rozmowę na Skypie z moimi rodzicami, którzy zawsze potrafią rozwiać moje czarne myśli i pokazać że wszystko będzie dobrze 
  4. Za czas na to żebym pooglądała swoje ulubione filmy jeszcze raz, niedługo skończy się i wtedy pewnie będę marzyć o dniu wolnym 

środa, 25 czerwca 2014

Przyjaciele

Leżąc dziś w łóżku uświadomiłam sobie taką rzecz, że ludzie pojawiają się w moim życiu na jakiś czas, może powiedzenie że z niektórych przyjaźni się wyrasta jest prawdziwe. A może określenie przyjaźń w tym wypadku się nie sprawdza, mam wiele koleżanek, wiele znajomych z którymi imprezowałam, ale teraz gdy pewien etap zakończył się w moim życiu, nagle tych osób nie ma koło mnie, tak jakby zupełnie zapomniały, albo może inaczej były wtedy kiedy byłam na ich etapie, potem może się znów spotkamy, kiedy one się zbliżą do tego punktu w którym ja jestem, a może tak nie będzie.

Zastanawiałam się czy to może ze mną jest coś nie tak, że nie potrafię utrzymywać kontaktów z ludźmi, nie jestem typem osoby wiszącej godzinami na telefonie. Wolę się spotkać i pogadać, ale wiadomo czasu brak, jednak czy przyjaźń prawdziwa wymaga nieustającego kontaktu, czy może wystarczy spotkać się raz na jakiś czas i po prostu być, w razie potrzeby.

To ja muszę dorosnąć czy inni. Kiedyś mój chłopak powiedział mi że ja po prostu za szybko się przywiązuję do ludzi i jestem zbyt ufna i otwarta, a inni to wykorzystują. A ja bym dodała do tego jeszcze że zbyt szybko przeskakuję w relacjach z ludźmi, a potem jest mi ciężko utrzymać ten sam poziom.

wtorek, 17 czerwca 2014

Odszkodowanie

Skontaktowałam się z firmą od odszkodowań, za ten wypadek, nawet jeśli w połowie jest to moja wina, to i tak mam szansę na uzyskania częściowego odszkodowania. Tu nie chodzi mi o jakieś wielkie pieniądze ale bardziej o ukaranie nieuważnego kierowcy, dobrze że skoczyło się tylko na złamanej nodze, ale jest to nauczka dla mnie i niech będzie to nauczka też dla niego, że na drodze łatwo o wypadek, a potem koszty są naprawdę wysokie. Moje to takie, że leczenie potrwa tak długo a ja nie mogę wrócić do pracy. Do tego stres związany z dostaniem się do szpitala który jest w sąsiednim mieście.

Dałam sobie wmówić że to może być moja wina, ale zawsze można tak twierdzić. A co najwyżej wina jest po środku, jeśli jest w tym moja wina, to taka że mogłam poczekać. Ale gdyby człowiek wiedział że się przewróci to by się położył, wiadomo że gdybym wiedziała że coś takiego może się stać, to bym stała tam do upadłego. Aż by mi powietrze z kół zeszło.

A tak noga złamana, ja wymęczona, samopoczucie mam krytyczne, stresuję się wszystkim bo mam za dużo czasu na myślenie. Ogólnie rzecz biorąc muszę się poskładać do kupy. Dziś jednak czuję jakby tego wszystkiego trochę za dużo było.

sobota, 14 czerwca 2014

Każdy dzień zbliża mnie ....

Do ściągnięcia gipsu, człowiek nie docenia tego co ma, naprawdę. Nie doceniałam tego że latem jak jest gorąco każdy powiew wiatru chłodzi moje nogi, ani tego że mogę chodzić bez problemu. Przemieszczać się z miejsca na miejsce, teraz obiecuję, że jak już pozbędę się balastu, będę pieścić i dopieszczać moje ciało, moje nóżki, zawsze wydawały mi się za grube żeby chodzić w sukienkach latem, albo w spodenkach. Teraz jak jest mi tak gorąco pod tym gipsem, to myślę sobie, ależ Ty głupia byłaś, tyle czasu się katowałaś długimi spodniami w imię głupoty, że tylko modelki mogą pozwolić sobie na odsłanianie nóg.

Każda zmiana, czy na lepsze czy na gorsze, tak naprawdę skłania mnie do przemyśleń i zawsze znajduję jakąś mądrość w tym. Brzmi to trochę jak bredzenie człowieka na prochach, ale słowo, nie wzięłam nawet paracetamolu dzisiaj. Po prostu wspominam wszystkie zmiany które kiedyś zaistniały w moim życiu, wydawały mi się katastrofą a teraz widzę z perspektywy że przyniosły coś innego lepszego, bardziej świadomego. Taka przykładowo miłość, wydawało mi się że byłam taka zakochana, on też zakochany, że jesteśmy dla siebie stworzeni, przysłowiowe klapki na oczach, kiedy to się zmieniło wydawało mi się że świat się wali. Teraz po upływie czasu, myślę dobrze się stało, to jednak nie był facet dla mnie, tylko czasem zastanawiam się jak by wyglądało nasze życie razem, zawsze jednak dochodzę do wniosku, że nijak. Ja byłabym nastawiona na niego, zrezygnowałabym ze swoich potrzeb a po 5 latach klapki by opadły a ja zostałabym w pieluchach. Człowiek potrzebuje dojrzałego związku i dojrzałej miłości, teraz to rozumiem, ale prawda jest taka że każdy potrzebuje w życiu przeżyć takie uczucie, w stylu Chucka i  Blair z Plotkary albo do innych tego typu podobnych. Takie uczucie że człowiek czuje że kocha i nienawidzi jednocześnie, nieprzewidywalne wywołujące emocje każdego dnia. To jest wspaniałe, ale tylko na chwile, to jest tak zwany toksyczny związek.Kiedy dwoje ludzi zaczyna grać ze sobą, podniecające, ale jak myślę że miałabym tak całe życie pilnować się i grać w tą grę, to nie. A teraz kiedy mam złamaną nogę, myślę sobie jak wartościowy jest ktoś, kto w takich chwilach jest obok, zajmuje się Tobą, pomimo stogu siana na głowie i braku upiekszaczy twarzy czyli make up. Taki ktoś przy kim czuję się na tyle swobodnie, że pozwalam się umyć, a jemu to też nie sprawia problemu jest częścią tak naturalną, że aż nierzeczywistą. Takie związki są dobre. Nie ma tutaj huśtawki emocjonalnej ale jest pewność że można liczyć na drugą osobę, bo jest najlepszym przyjacielem.

Rozpisałam się, ale to taki hołd wdzięczności, podejrzewam że brzmi nieskładnie, jako że nigdy nie czytam swoich notatek ponownie, bo zapewne wydałabym się samej sobie infantylna i górnolotna. Wolę pozostać w nieświadomości :)

wtorek, 10 czerwca 2014

Lato lato ...

Lato a ja z nogą w gipsie, pięknie urządzona, nawet ruszyć się za bardzo nie mogę, bo 1 piętro i problem z wejściem samodzielnym po schodach.
Pech? Możliwe, ale bardziej złości mnie nieuwaga kierowcy, który wyjeżdżał z ulicy podporządkowanej na ulicę główną i nie spojrzał nawet co ma przed sobą, tylko patrząc w jednym kierunku, ruszył przy okazji uszkadzając mnie.
Teraz 6 tygodni z nogą w gipsie, piękne lato za oknem a we mnie wzbiera złość. Dlatego postanowiłam walczyć o odszkodowanie, dobrze że jestem tutaj w UK i od tego są firmy które zadbają o to żeby to odszkodowanie uzyskać. Pewnie wcześniej bym może odpuściła, bo za dużo zachodu, ale z wiekiem przychodzi taka myśl: hej, to jest ok, żeby zadbać o siebie, o swoje interesy, jeśli ja nie zadbam, to nikt nie zadba. Wypadki się zdarzają wciąż, ale głównie właśnie przez nieuwagę, albo bezmyślność, jeśli jest przez nieuwagę kończy się tak jak w moim przypadku złamaną noga, jeśli było by przez bezmyślność, zapewne skończyło by się na cmentarzu. Jest się z czego cieszyć, mam dobre serce, nie chcę dla nikogo kłopotów, ale ktoś mi przetłumaczył, że to ktoś inny sprawił mi kłopot, też nie chciał ale ja nie wiadomo jak długo będę się musiała borykać z tym problemem. Rozgrzeszyłam samą siebie, taka jest prawda.

Już nie wspominając że jestem daleko od domu i tylko się cieszyć, że ktoś koło mnie jest, kto się mną zajmuje, bo głupie umycie się, urasta do rangi ekstremalnych sportów, kiedy ma sie wannę i nie chcę się zamoczyć gipsu. Na początek moje samopoczucie było do bani, płakałam, złościłam się, użalałam nad sobą, ale teraz postanowiłam się wziąć w garść. Ta bliska osoba mi powiedziała, że ten wolny czas powinnam wykorzystać robiąc to wszystko na co zawsze brakowało czasu. I przyznałam rację, pierwsze co, to znalazłam numer do kancelarii, a potem stwierdziłam, że popiszę trochę. Zakładam że nikt i tak mnie nie czyta, ale przecież tu bardziej chodzi o szkolenie warsztatu pisarskiego. Kiedyś miałam takie marzenie, napiszę książkę, ale jak zwykle na słomianych zapałach się kończyło, a może brak konsekwencji zabijał wszelkie takie pomysły, bądź lenistwo.
To dziwne, nigdy bym nie podejrzewała siebie o lenistwo, wręcz mały pracoholik ze mnie, dlatego teraz tak ciężko mi siedzieć unieruchomioną, ale do pewnych rzeczy potrzeba systematyczności i skupienia, a mnie tak łatwo odciągnąć, rozproszyć, bo ja to bym chciała, ale żeby to było szybko.
Tak jak z nogą, po konsultacji z jednym lekarzem, kazałam wołać drugiego, bo pierwszy powiedział, 8 tygodni gips, a drugi że może być 6.
W sumie to dla mojego dobra, ale mi się już po nocach śni, że ja chodzę. Mam nadzieję że może to w magiczny sposób przyśpiesza regenerację. W sumie noga nie złamana, tylko kość pęknięta, nawet nie mocno, tylko rysa, ale boją sie ze mi się rozjedzie przy byle urazie, więc dmuchają na zimne. Tylko że mi się dni ciągną w nieskończoność. Za tydzień kolejna wizyta, a potem może będę odrobinę bardziej mobilna, więc polecę do Polski, w końcu to tylko 2 godziny lotu.
Zostaję pozytywna. Bo inaczej nabawię się depresji :)