sobota, 28 czerwca 2014

Cierpliwość

Jeszcze kilka dni cierpliwości, dokładnie 2 kiedy, trzymając kciuki, może uda mi się pozbyć balastu z mojej biednej nogi. Czasem mam wrażenie że ten gips bardziej mi przeszkadza w dochodzeniu do siebie, czuję się tak jakbym chodziła cały czas z obciążnikiem na nodze, w sumie to dobre ćwiczenie na nogi, ale  wolałabym raczej już ćwiczyć zdrową nogę, pomijając to jak będę wyglądać po ściągnięciu, jak taki mały wybryk jedna noga chudsza druga grubsza. Ewentualnie mogę grać w jakiejś komedii, coś na wzór Flipa i Flapa, zastąpiłabym oboje.

Śmiechem, żartem, ale potrzebuję prześwietlenia nogi w poniedziałek, a co jeśli doktorek powie: przykro mi bardzo ale gips potrzebny jest jeszcze kolejne 2 tygodnie, a ja w środę lecę do Polski. I tak dostać się na lotnisko o kulach nie będzie łatwo, sport ekstremalny, ale lecieć z gipsem na nodze w tych wąskich przerwach między fotelami, to dopiero jest osiągnięcie, aczkolwiek podejrzenia mam poważne, że nie ja jedna bym tak leciała, ciekawe czy ktoś już tego próbował, zawsze pocieszam się że to tylko 2 godziny lotu, może noga nie odpadnie. Staram się jednak być dobrej myśli i wierzyć że w końcu los się do mnie trochę uśmiechnie i sypnie mi przychylnością. W końcu odpokutowałam tą złamaną nogą jakieś tam grzechy, wierzę w karmę. To może teraz dla odmiany troszkę pomyślności, nie to żebym narzekała, w końcu są ludzie którzy mają dużo gorzej a lepiej to znoszą, dlatego czasami czuję się taką egoistką i opierniczam siebie w duchu, chociaż kiedyś przeczytałam, że nie powinien się człowiek pocieszać w ten sposób, ponieważ nigdy nie dąży do tego żeby było mu lepiej, tłumacząc się tym że inni mają gorzej.

Nie wiem jak to działa na psychikę człowieka, siła myśli, przyciąganie dobrego etc. ale myśląc w tym kierunku, to ta siła myśli chyba jest do bani, bo nikt nie chce myć chory, bez nogi czy sparaliżowany. Podziwiam takie osoby z całego serca i wtedy czuję się jeszcze gorszą osobą, bo ja narzekam na to że mi jest niewygodnie i ciężko z gipsiorem,  a co dopiero takie osoby mogą powiedzieć. A jednak żyją i godzą się ze swoim losem, na tyle na ile mogą. Dlatego jestem wdzięczna za to co mam, za to że to tylko 6 tygodni, że nie było gorzej.

Tak sobie myślę, może to była lekcja od losu, wcześniej wszystko układało się dobrze, a ja wciąż wyszukiwałam problemów i bałam sie o przyszłość, teraz kiedy mam jakiś problem dostrzegam, że było dobrze i nie można się martwić na zapas, bo wszystkiego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Dlatego nie warto myśleć zbyt intensywnie i analizować wszystkiego, czasami po prostu trzeba żyć tu i teraz, bo przyszłość przynosi takie niespodzianki jakie by nie przyszły nam nigdy do głowy.

Często sobie gadam w głowie: nie analizuj, nie stresuj się i tak nie jesteś w stanie zapobiec wszystkiemu. Może powinnam spisywać to co się działo z mojego dnia, te dobre chwile, to podobno też skuteczna terapia by dostrzec jak wiele miłych chwil nas spotyka. Dlatego jeśli chodzi o dziś, za co jestem wdzięczna:


  1. Za to że mogłam poleżeć sobie 40 minut w łóżku z chłopakiem i pogadać o dupie marynie i powygłupiać się i pośmiać z własnej głupoty, bliskość emocjonalna to jest to czego mi trzeba 
  2. Za czekoladę od moich współpracowników, to znak że pomimo mojej nieobecności wciąż jeszcze mnie nie zapomnieli, pomijam fakt rosnącego tyłka, o tym wolę nie myśleć ;)
  3. Za rozmowę na Skypie z moimi rodzicami, którzy zawsze potrafią rozwiać moje czarne myśli i pokazać że wszystko będzie dobrze 
  4. Za czas na to żebym pooglądała swoje ulubione filmy jeszcze raz, niedługo skończy się i wtedy pewnie będę marzyć o dniu wolnym