wtorek, 10 czerwca 2014

Lato lato ...

Lato a ja z nogą w gipsie, pięknie urządzona, nawet ruszyć się za bardzo nie mogę, bo 1 piętro i problem z wejściem samodzielnym po schodach.
Pech? Możliwe, ale bardziej złości mnie nieuwaga kierowcy, który wyjeżdżał z ulicy podporządkowanej na ulicę główną i nie spojrzał nawet co ma przed sobą, tylko patrząc w jednym kierunku, ruszył przy okazji uszkadzając mnie.
Teraz 6 tygodni z nogą w gipsie, piękne lato za oknem a we mnie wzbiera złość. Dlatego postanowiłam walczyć o odszkodowanie, dobrze że jestem tutaj w UK i od tego są firmy które zadbają o to żeby to odszkodowanie uzyskać. Pewnie wcześniej bym może odpuściła, bo za dużo zachodu, ale z wiekiem przychodzi taka myśl: hej, to jest ok, żeby zadbać o siebie, o swoje interesy, jeśli ja nie zadbam, to nikt nie zadba. Wypadki się zdarzają wciąż, ale głównie właśnie przez nieuwagę, albo bezmyślność, jeśli jest przez nieuwagę kończy się tak jak w moim przypadku złamaną noga, jeśli było by przez bezmyślność, zapewne skończyło by się na cmentarzu. Jest się z czego cieszyć, mam dobre serce, nie chcę dla nikogo kłopotów, ale ktoś mi przetłumaczył, że to ktoś inny sprawił mi kłopot, też nie chciał ale ja nie wiadomo jak długo będę się musiała borykać z tym problemem. Rozgrzeszyłam samą siebie, taka jest prawda.

Już nie wspominając że jestem daleko od domu i tylko się cieszyć, że ktoś koło mnie jest, kto się mną zajmuje, bo głupie umycie się, urasta do rangi ekstremalnych sportów, kiedy ma sie wannę i nie chcę się zamoczyć gipsu. Na początek moje samopoczucie było do bani, płakałam, złościłam się, użalałam nad sobą, ale teraz postanowiłam się wziąć w garść. Ta bliska osoba mi powiedziała, że ten wolny czas powinnam wykorzystać robiąc to wszystko na co zawsze brakowało czasu. I przyznałam rację, pierwsze co, to znalazłam numer do kancelarii, a potem stwierdziłam, że popiszę trochę. Zakładam że nikt i tak mnie nie czyta, ale przecież tu bardziej chodzi o szkolenie warsztatu pisarskiego. Kiedyś miałam takie marzenie, napiszę książkę, ale jak zwykle na słomianych zapałach się kończyło, a może brak konsekwencji zabijał wszelkie takie pomysły, bądź lenistwo.
To dziwne, nigdy bym nie podejrzewała siebie o lenistwo, wręcz mały pracoholik ze mnie, dlatego teraz tak ciężko mi siedzieć unieruchomioną, ale do pewnych rzeczy potrzeba systematyczności i skupienia, a mnie tak łatwo odciągnąć, rozproszyć, bo ja to bym chciała, ale żeby to było szybko.
Tak jak z nogą, po konsultacji z jednym lekarzem, kazałam wołać drugiego, bo pierwszy powiedział, 8 tygodni gips, a drugi że może być 6.
W sumie to dla mojego dobra, ale mi się już po nocach śni, że ja chodzę. Mam nadzieję że może to w magiczny sposób przyśpiesza regenerację. W sumie noga nie złamana, tylko kość pęknięta, nawet nie mocno, tylko rysa, ale boją sie ze mi się rozjedzie przy byle urazie, więc dmuchają na zimne. Tylko że mi się dni ciągną w nieskończoność. Za tydzień kolejna wizyta, a potem może będę odrobinę bardziej mobilna, więc polecę do Polski, w końcu to tylko 2 godziny lotu.
Zostaję pozytywna. Bo inaczej nabawię się depresji :)